Niegdyś powiedziałabym że praca z ciałem za pomocą akupunktury różni się od masażu głównie tym że jest w niej mniej dotyku, mniej kontaktu taktylnego, mniej czucia. Chyba najważniejsze co przywiozłam niedawno z Chin, to odkrycie że to bzdura
Przyszło do mnie inne postrzeganie punktów akupunkturowych, które, choć zaistniało wcześniej, w przygotowaniu do egzaminów zostało zepchnięte na bok i zapomniane. Dzięki lekarzom prowadzącym nasz staż w Chinach, punkty w końcu przestały dla mnie być punktami z książki, wymierzanymi proporcjonalnie, lokalizowanymi z pamięci, z głowy. Stały się żywymi „otworami” – wyczuwalnymi, przemawiającymi, komunikującymi. Przyszło większe zaufanie do siebie, do palców w wyszukiwaniu punktów, głębsze ich odczuwanie. Na tyle że te palce coraz częściej odkrywają z absolutną pewnością lokalizacje czasem różniące się od tych książkowych. U kogoś troszeczkę, u kogoś bardziej.
Nie próbuję powiedzieć że książkowe lokalizacje nie są właściwe. Tak bardzo różnimy się, tak wyjątkowymi stworzył nas Bóg, że żaden jeden opis nie potrafi tych różnic zawrzeć. A więc warto w książkowym opisie widzieć wskazówkę, a nie kanon, i słuchać ciała i palców. Przestali mnie więc zachwycać praktycy, którzy bez dotyku „wiedzą” gdzie jest punkt i wkłuwają szybko i bezbolesnie. Jeśli akupunktura ma być skuteczna, wierzę że – tak samo jak w masażu – trzeba wejść w relacje z ciałem tej drugiej osoby, trzeba poczuć. A więc dotykać, macać, palpować, naciskać, wczuwać się. Celem tego dotyku jest głównie diagnoza, określenie w którym kanale jest najwiecej zmian, jakie funkcje są najbardziej zachwiane. Dotykane ciało bardzo dużo mówi. A wtedy lepiej wiem jak mogę mu pomóc.
Metoda, która przyniosła mi te odkrycia nazywa się Praktyczna Teoria Kanałów (Applied Channel Theory). Pogłębiam, odkrywam, uczę się, wdrażam. Nie mogę się doczekać na kolejny kurs już za tydzień!
Jestem pełna wdzięczności wobec twórców i pielęgnujących przekaz tej teorii (i praktyki!), losu, Stwórcy. Dziękuję.