Internet huczy wpisami i memami o tym, że ta wiosna znów się spóźnia, że „jak co roku” nie przychodzi w marcu i nie zalewa nas słońcem, że Marzanna znów zawiodła. Sporo w tym świetnego humoru, ale też sporo w tym niecierpliwości i… niezgody na to co jest. A jak natura tak zachowuje się co roku, bo to też zauważamy, to chyba całkiem to naturalne że wczesna wiosna przypląta się zimnem i ciepłem, słońcem i szarością, lekkim deszczykiem i śniegiem. Dlatego marzec jest marcem, a nie majem czy czerwcem.
W tej niecierpliwości jest oczekiwanie że wraz z naszym ludzkim wyobrażeniem o tym, gdy ma rozpocząć się wiosna (równonoc?), wszelkie szarości zimowego Yin mają natychmiast zostać zastąpione przez słoneczne i kwieciste Yang. A to przecież niemożliwe, to przecież długi i zawiły proces. Światło rodzi się z ciemności. Im intensywniejsze zanurzenie w ciemności Yin, tym większy impet Yang, które się z niego zrodzi. A ta zima zupełnie nie była surowa, więc cierpliwości… Wu Wei. Nie walcz.
Uwielbiam ten cytat Ajahna Brahma: „Cierpienie to wymaganie (oczekiwanie) od Życia tego czego nie może nam dać.” Moium zdaniem, to jest najtrafniejsze opisanie przyczyn zastoju Qi Wątroby 😉.
Zeszłego marca nie dano nam zaobserwować jak rozwija się na tym pograniczu zimy i wiosny nasza energia naturalna: wrzuciliśmy się w wir działania, ratowania, pomagania, bo taki był zeszły rok. W tym roku od wielu osób słyszę o ich słabości, o nastrojach depresyjnych, sama też czuję jak bardzo powoli wybudza się moje wiosenne Yang, i jak jeszcze bardzo potrzebuje uwagi i przestrzeni moje Yin.
Tak obserwuje siebie w tych cyklach krótkich (nów-pełnia), dłuższych (zima-wiosna-lato-jesień) i zdaje sobie sprawę że są przecież cykle jeszcze dłuższe, jeszcze potężniejsze. Dzieciństwo, dorosłość dojrzałość to też wiosna, lato, jesień i zima życia… Z ciekawością obserwuje zmiany w moim ciele na pograniczu pełni jego lata i rodzącej się jesieni…
Zmieniają się nie tylko pory roku i nie tylko my się starzejemy, zmieniają się też epoki. One też mają swoje cykle, swoje wiosny i swoje jesienie. I chyba obserwując współczesny świat wielu z nas zdaje sobie sprawę że w cyklu naszej epoki czas wiosny i lata przeminął… Wkroczyliśmy dawno w jej jesień, i – może w zachwycie jej złotem – nie zauważyliśmy jak ze wszystkimi wydarzeniami ostatnich lat nastąpiła „zima”… Prędzej chyba zauważamy swoje lęki przed przyszłością i nieznanym, niż to że to zima. Odrodzenie nas nie ominie, odrodzenie to pewnik, jeszcze żadna spóźniona wiosna nie zapomniała w swoim właściwym czasie przyjść… Ale nim to się stanie, musi zadziać się zima tej epoki: czas odpoczynku, obserwacji, podsumowań, skupienia w środku, uważności. Ta dynamika może też tłumaczyć dlaczego tej wiosny wielu z nas jesteśmy póki co słabsi, bardziej senni, ociężali.
Dobrze jest nie obciążać siebie zbyt ciężkim i odżywczym jedzeniem o tej porze … Życia 😉 Nie jest to czas na smażone placki i pasztety. Lekkie warzywne gotowane posiłki wesprą nas o wiele lepiej. U mnie króluje jarzynka z jarmużu. Dobrze jest częściej bywać na zewnątrz, rozciągać się, zaczynać dzień z 10-minutowej jogi lub odświeżyć karnet i powrócić na sale z grupą. Dobrze jest słuchać lub czytać inspirujące treści i dawać sobie czas w ciszy.
Mi dzisiejszego poranka bardzo dobrze zrobiła ta 15-minutowa medytacja prowadzona. Jest po angielsku, ale wierzę, że wielu z moich czytelników będzie mogło z niej skorzystać.
Miłość i Światło we mnie kłania się Miłości i Światłu w Tobie.
(To stara forma powitania wsród rdzennych Amerykanów).